O przewoźniku Lisie

 

Pewnego razu wojska Stadnickiego, zwanego Diabłem Łańcuckim, wybrały się na grabież po okolicy, za cel ustanawiając sobie Korniaktów. Najeźdźcy zgrupowali się w pobliżu przeprawy przez Wisłok, zamierzając sforsować rzekę. Z przeciwnego brzegu obserwował to wszystko przewoźnik promowy imieniem Lis. Był środek nocy i wiedział, że nie zdąży ostrzec mieszkańców.

Nagle spostrzegł jakąś poświatę, dobywającą się w drzewa, które rosło w pobliżu. Stara spróchniała wierzba już od lat chyliła się ku wodzie, jednak teraz jej próchno tliło się jasnym nieziemskim światłem. Lis ułamał gałąź, uniósł ją nad głowę i krzyknął przez rzekę:

– Oto dzierżę miecz Michała Archanioła, który wymierzy karę grabieżcom!

Widząc świecącą dziwnie szczapę napastnicy popadli w konsternację, by po chwili zadecydować o wycofaniu się do Łańcuta. W ten oto sposób przewoźnik wraz z wierzbą uratowali Korniaktów.

Źródła


W pobliżu