O wiernym byczku

Jak zwierzę przywiązało się do opiekuna 

Leśniczy z leśnictwa Dębiny koło Opalenia był znany z dobrej opieki nad swoim lasem. Jego zmartwieniem jednak byli kłusownicy oraz złodzieje drewna, których nie potrafił wypędzić ze swojego terenu.

Pewnego dnia, gdy wrócił po obchodzie do leśniczówki, zastał zaniepokojoną żonę.

– Bydło wróciło, ale pasterza z nim nie ma – oznajmiła.

Leśniczy poszedł na podwórze i policzył zwierzęta. Były wszystkie, za wyjątkiem jednego młodego i rozbrykanego byczka. Leśniczy uznał, że niesforne zwierze uciekło pewnie do lasu, a pasterz teraz go szuka.

Gdy jednak zapadł zmrok, a chłopa widać nie było, zaniepokoili się oboje. Za radą żony wziął leśniczy sąsiada wraz z synem i ruszyli na poszukiwania. Wielokrotnie wołali pasterza, jednak odpowiadało im tylko echo. Już mieli wracać, gdy któryś z nich posłyszał dziwne odgłosy w gęstwinie.

Mężczyźni ostrożnie ruszyli w tę stronę, nie wiedzieli bowiem co ich czeka. Odgłosy były coraz bliżej. W końcu wydostali się z gęstych krzewów i stanęli zaskoczeni.

Na niewielkiej polanie stał zaginiony byczek i ryczał żałośnie, bodąc rogami kłody położone na kępie chrustu. Szybko obejrzeli zwierzę, wydawało się jednak być zdrowe. Nie chciało jednak dać się zaprowadzić, wciąż łbem trącając stertę drewna.

W końcu mężczyźni zdjęli kłody i rozchylili chrust. Ich oczom ukazało się ciało pasterza, całe zakrwawione. Szybko pojęli, że musiał nakryć kłusowników, a ci zabili go, by pozbyć się świadka. Ukryli potem ciało i byłoby schowane na dobre, gdyby nie upór byczka, który nie chciał zostawić swojego opiekuna, nawet po śmierci.

Wzięli ciało pasterza i wrócili do wsi. A byczek nie był już nigdy radosny i rozbrykany jak wcześniej. Przeciwnie, najczęściej chodził ze spuszczonym łbem i tylko czasami ryczał żałośnie, jak gdyby wspominając dawnego opiekuna.

Źródła

Związane miejsca
Leśnictwo Dębiny
gmina Gniew
Niewielka osada w środku kociewskich lasów

W pobliżu