Skamieniałe tancerki

O hulaszczym życiu i śmierci 

Morowe powietrze, które nawiedziło Wrocław wiosną 1633 roku, nie oszczędziło również mistrza Wacława. Na nic się zdały zabiegi najbieglejszych w sztuce medycznej wrocławskich cyrulików. Mimo puszczania krwi, lewatyw, podawania pigułek ze sproszkowanego rogu jelenia, okadzania wonnymi ziołami i pojenia gorzkimi miksturami Wacław gasł w oczach.

Leżąc w łóżku pod grubą pierzyną, przygotowując się do spotkania z kostuchą, z wielką miłością spoglądał na siedzącą obok zatroskaną małżonkę i ze smutkiem wsłuchiwał się w odgłosy dobiegające z warsztatu szewskiego zajmującego cały parter jego pięknej kamienicy przy Schuhbrücke. To właśnie dzięki tej pracowni, w której ciężko pracował z dwoma czeladnikami i trzema uczniami, mógł wieść dostatnie życie z ukochaną żoną Marią oraz spełniać zachcianki swoich dziewięciu pięknych i rozpieszczonych córek. Pokonany przez chorobę, czując, że nadchodzi kres jego żywota, słabnącym głosem wyszeptał do czuwającej przy nim małżonki:

  • Czas pożegnać się z tym światem. Taka jest wola Stwórcy i należy się z nią pogodzić. Dlatego nie rozpaczaj. Pamiętaj natomiast, aby należycie wychować nasze córki. Wiem, że będzie ci trudno, bo je zanadto rozpieszczałem i na wszystko im pozwalałem.

Chwilę potem mistrz Wacław wyzionął ducha. Po śmierci męża Maria nie załamała rąk, lecz energicznie zabrała się do pracy. Wkrótce szyte w jej warsztacie trzewiki zaczęły zdobywać oraz większe uznanie nie tylko wśród wrocławian, ale też i zagranicznych kupców odwiedzających nadodrzański gród. Dzięki temu w ciągu zaledwie paru lat Maria znacznie powiększyła majątek, jaki pozostawił jej małżonek.

Jednak o ile w interesach wiodło jej się znakomicie, to już z córkami miała spore kłopoty. Rozpieszczone przez ojca panny, mimo że dorosłe, nie traktowały życia poważnie. Czas trwoniły na nieustannych zabawach, tańcach i przelotnych flirtach.

Na nic zdawały się prośby matki, aby się ustatkowały i zaczęły poważnie myśleć o przyszłości. Dziewczyny zbywały jej napomnienia śmiechem i gdy tylko usłyszały o jakiejś kolejnej zabawie, natychmiast na nią biegły. Wszędzie je chętnie widziano, bo nie tylko wspaniale tańczyły, ale też pięknie śpiewały oraz recytowały i dlatego niejedna potańcówka kończyła się ich popisami wokalnymi.

Rozrywkowy oraz beztroski tryb życia córek niezmiernie irytował Marię. Szczególnie wtedy, kiedy dziewczyny zabawy przedkładały nad obowiązki domowe. Pewnego razu, a było to w Wielki Piątek, oznajmiła córkom, że tym razem mają pozostać w domu, by wspólnie, zachowując powagę oraz należyte skupienie, uszanować dzień święty. Panny jednak ani myślały jej słuchać i zaczęły przygotowania do wyjścia na zabawę. Zdenerwowana matka, widząc, że po dobroci niczego nie wskóra, zamknęła krnąbrne dziewczyny w pokoju na pierwszym piętrze i sama poszła do kościoła na mszę.

Panny nie zamierzały jednak siedzieć w domu. Po godzinie przymusowego aresztu, za namową najmłodszej, postanowiły wyjść przez okno na gzyms, a następnie po sznurze zjechać na dół. Tak też uczyniły. Kiedy jednak ostrożnie przesuwały się jedna za drugą po wąskim występie na ścianie kamienicy, dostrzegła je wracająca z nabożeństwa matka. Widząc uciekające córki, wielce rozzłoszczona krzyknęła:

  • Oby was pokarało, próżne dziewuchy!

I wtedy stała się rzecz niesamowita. Powiał lekki wiatr i stojące na gzymsie panny skamieniały.

  • O Boże, cóż ja najlepszego zrobiłam — szepnęła przerażona Maria i czując okropny ból w klatce piersiowej, bez życia upadła na ziemię. Ponoć pękło jej serce.

Kilka dni po pogrzebie Marii, na fasadzie kamienicy, tuż obok jej skamieniałych córek, pojawiły się pewnej nocy trzy młode niewiasty oraz dorodny mężczyzna i piękna kobieta. Zdaniem biegłych w interpretacji wrocławskich legend do dziewięciu córek wdowy dołączyły nimfy, bóg Chronos oraz muza Talia. To właśnie Talia, której córki Marii imponowały swoimi artystycznymi zdolnościami, namówiła Chronosa oraz trzy nimfy, by wspólnie do nich dołączyć. W ten sposób chciała złożyć hołd ich talentom oraz nagrodzić za występy, którymi za życia radowały uczestników zabaw.

Źródła


W pobliżu