Kluskowa brama

Zachłanność nie popłaca 

Pewnemu mężczyźnie z okolic Wrocławia zmarła żona. Była to dla niego tragedia podwójna: nie tylko stracił ukochaną, ale przede wszystkim posiłki, które mu gotowała. Wśród nich zaś chłop najbardziej cenił kluski śląskie.

Gdy kiedyś przebywał we Wrocławiu na Ostrowie Tumskim, przysnęło mu się w upale. We śnie przyszła do niego żona, wraz z miską pełną świeżych, parujących jeszcze klusek. Mężczyzna obudził się i ku swojemu wielkiemu zdumieniu zobaczył obok siebie… właśnie miskę z kluskami. Już miał się na nie rzucić, gdy przypomniał sobie słowa, jakimi ostrzegła go żona we śnie:

  • Kluski w misce będą pojawiać się każdego dnia, pod warunkiem że zawsze zostawisz na dnie przynajmniej jedną.

Nie chcąc utracić źródła pysznego jedzenia, posłusznie zjadł wszystkie prócz jednej. I rzeczywiście, kolejnego dnia rano, gdy zajrzał do miski, ta znów była pełna parujących kluseczek. Ponownie zjadł wszystkie prócz ostatniej, choć kusiła go ona niemiłosiernie.

Trzeciego dnia skapitulował. Kluski były tak dobre, że nie mógł się oprzeć tej jedynej ostatniej, wyglądającej najsmakowiciej. Już miał ją nadziać na widelec, gdy kluska nagle odsunęła się i sztuciec zgrzytnął o dno miski. Spróbował ponownie, ale kluska znów uciekła mu na drugi koniec naczynia.

Mężczyzna wpadł w furię. Zaczął dziabać w miskę, próbując upolować ostatnią kluskę. Ta jednak zawsze mu uciekała. W końcu wyskoczyła całkiem z naczynia, wspięła się po pobliskim murze i usadowiła się w zwieńczeniu ceglanej bramy. Tam natychmiast skamieniała.

Mężczyzna zrozumiał, że dał się ponieść własnej zachłanności i gorzko zapłakał. I rzeczywiście, kolejnego dnia miska pozostała pusta. Żona już nigdy nie przyszła do niego we śnie i pozostało mu jedynie wspomnienie smaku jej pysznych klusek.

A ostatnia kluska tkwi w bramie po dziś dzień.


W pobliżu