O Tolku i Micie
Legenda założycielska Tolkmicka
Umierając nagle, władcy tolkmickiego zamku osierocili dwójkę małych dzieci. Dziewczynkę o imieniu Mita i chłopca o imieniu Tolko. Nie wiadomo dlaczego maleństwa zostały zupełnie same w ogromnej budowli. Nie było przy nich nikogo ze służby. Wychowywały się w zimnych pustych komnatach z wąskimi oknami, przez które przedostawały się nieliczne promienie słońca, w pełnych tajemniczych odgłosów korytarzach oraz na rozległym dziedzińcu, gdzie niszczały dawne kramy i warsztaty, od dawna opuszczone, rozsypujące się, przypominające wieczorami lub we mgle tajemnicze postacie z legend o herosach i olbrzymach.
Tolko i Mita spędzali wiele długich dni na wymyślaniu niesamowitych historii o swoim dziwnym domu. To był jak gdyby wielki teatr, pełen niesamowitych rekwizytów, w którym codziennie dwójka aktorów odgrywała pełne fantazje spektakle. Ponieważ nikt ich niczego nie nauczył sami odnajdywali zastosowanie dla otaczających przedmiotów. Przeważnie nadawali im przez to nowy sens i przeznaczenie. Na przykład kamienna studnia na środku dziedzińca była dla nich miejscem, gdzie ukryli się mamusia i tatuś, więc gdy potrzebowali czegoś od rodziców mówili do tej czarnej czeluści. Złote i srebrne naczynia z zastawy służyły do puszczania zajączków na murach lub muzykowania, gdy spuszczane po kamiennych schodach wydawały z siebie dźwięki w najróżniejszych tonacjach. Walającą się wszędzie bronią zamieniono w zabawki, na drewnianych instrumentach muzycznych świetnie zjeżdżało się zimą z górki, łóżka pełniły role batut a na długich zasłonach można było wspaniale się bujać, pod sufit, a potem za okno, nad fosę i z powrotem.
Jedynym druhem rodzeństwa był czarny kruk. To on dbał o jedzenie, dzieci jadły razem z nim na parapetach, popijając wodę wysysaną z przyniesionych z lasu liści. Spały wysoko na dachach dwóch wież, w uplecionych z trzciny gniazdach.
Czas, którego nikt nie zauważał, płynął beztrosko i powoli, do czasu jednak… Pewnego dnia Tolko nie zjawił się do porannej zabawy. Mita odnalazła go sennego, drżącego na wpół przytomnego, skulonego w swym gnieździe. Jego czoło było rozpalone, usta wysuszone, nie poznawał jej, rozmawiał z odległymi duchami. Kruk wyjaśnił, że chłopiec zachorował, pokazał też jak należy go pielęgnować. Okryty skórami niedźwiedzimi leżał teraz całymi dniami na drewnianej skrzyni, nazwanej przez ptaka łożem, a ona przemywała mu czoło zmoczonymi w wodzie skrawkami podartej sukni matki. Mimo troskliwej opieki siostry chłopiec zmarł.
Mita została teraz zupełnie sama. Przebywanie w zamku było dla niej zbyt bolesne, zbyt wiele przykrych wspomnień wywoływał każdy dotknięty przedmiot. Opuściła więc stare mury i przeniosła się do lasów. Po upływie kilku miesięcy sama również zachorowała i zmarła, po drugiej stronie czarnej czeluści kamiennej studni znowu wszyscy byli razem, mama, tatuś i jej ukochany Tolko.
Źródła
- Tekst skopiowany z nieistniejącej już strony www.tolkmicko.za.pl
Związane miejsca
W pobliżu
- Kadyny (4,96 km)
- Góra Pirata (8,72 km)
- Mikoszewo (62 km)
- Stary Hel (83 km)
- Durąg (92 km)